Podobno blogowy wpis nie powinien liczyć więcej niż jakieś 4000 znaków. Jako dziennikarka „starej daty”, która uznaje prymat słowa nad obrazkiem , nie obiecuję, że mi się uda. Bo jak tu zmieścić 20 lat życia w takim krótkim tekście?
Jaka dziennikarka? – zapytają ci z Was, którzy nie znają mnie i moich kolei losu. Tak, przez znaczną część zawodowego życia pracowałam w warszawskich redakcjach. Jednak około 2000 roku poczułam się przytłoczona powtarzalnością tej roboty i postanowiłam coś w swoim życiu zmienić. Tak powstał pomysł postawienia pensjonatu w dość nieoczywistej lokalizacji – w Biebrzańskim Parku Narodowym. Do projektu przystąpili też nasi znajomi, którzy jednak po kilku latach wycofali się i już nie mają z Kuwasami nic wspólnego.
Natura nie znosi próżni.
Miejsce wspólników wypełnił mój mąż Krzysztof, z którym od 14 lat prowadzimy Zagrodę. Mamy tak różne charaktery i odmienne umiejętności, że Zagrodzie chyba to służy! Krzyś pojawił się w moim życiu w trudnym dla mnie czasie. Przyjechał do Kuwas zimą na narty biegowe…. I został. Taka to romantyczna historia… Razem z Krzysiem obchodziliśmy 10-lecie Zagrody w 2014 roku. Cieszę się, że 20 lat Kuwas obchodzimy też razem!
Zagroda Kuwasy ewoluuje. Zmienia się wraz z tym, jak nam przybywa lat. Biznes taki jak ten, tak bardzo związany z osobami właścicieli, musi do nas pasować – chcemy się z nim utożsamiać i wszystko na końcu powinno być spójne.
Nic więc dziwnego, że kiedy byliśmy młodsi i bardziej „imprezowi”, to w Kuwasach odbywały się huczne przyjęcia, a zarwane noce nie należały do rzadkości. Mieliśmy siłę i energię, aby organizować wesela na ponad 100 osób, duże imprezy integracyjne, zwariowane eventy, rajdy konne, szalone kuligi itd. Byliśmy gotowi wyjechać z kateringiem w sam środek bagien, by przy zastawionych białymi obrusami stołach wydać elegancki obiad 50-osobowej grupie, która dopłynęła tam kajakami. Przecierali oczy ze zdumienia na nasz widok…
Teraz jesteśmy starsi, dużo spokojniejsi, więc zmienili się też nasi Goście.
Joga i wegetariańska kuchnia
Pamiętam, jak jakieś 10 lat temu przyjechała do nas z córką znajoma, joginka. Jeździły u nas konno. Obejrzała miejsce, sale na górze. „Przywiozę ci grupę na jogę” – zadeklarowała. I tak zaczęła się nasza przygoda z jogą, trwająca zresztą do dziś. Kochamy joginów, to wspaniali goście, wrażliwi i życzliwi. Sami zaczęliśmy praktykować jogę, choć niezbyt regularnie to robimy. Początki nie były łatwe, gdyż kuchnia musiała nauczyć się gotować wegetariańskie i wegańskie jedzenie. Do dziś pamiętam popłoch w oczach ówczesnych pań z kuchni. „Nie jedzą mięsa? Boże, to co ja im dam? Może pierogi?”. Teraz kuchnia Kuwas to znane miejsce na mapie wegetariańskich lokali w Polsce.
Skoro o kuchni mowa, to przechodziła ona różne koleje, ale zawsze zależało nam na wysokiej jakości naszych potraw. Za punkt honoru postawiliśmy sobie, by unikać żywności przetworzonej, by jak najwięcej rzeczy robić samemu. No i robimy, mamy nawet własną musztardę, nie mówiąc o całym arsenale najróżniejszych słoików z dżemami, powidłami, przecierami, kiszonkami itd. Założyliśmy niewielki warzywnik, dlatego nasi goście w sezonie mają zawsze świeży szczypiorek i zioła, a od czasu do czasu zajadają fasolkę szparagową i rzodkiewki z grządki.
Kuchnię Kuwas docenili swego czasu organizatorzy żoliborskiego Targu Śniadaniowego. Z pewnym sentymentem wspominamy cotygodniowe wyjazdy do Warszawy o świcie, by trafić do warszawiaków z gorącą zupą, ziemniaczaną babą i kartaczami.
Trudne momenty
Zagroda przeszła sporo trudnych chwil. Jedną z nich była pandemia, która przewróciła wszystko do góry nogami. Z dnia na dzień zostaliśmy bez gości! Zbliżała się Wielkanoc, postanowiliśmy więc urządzić gościom święta… w ich domach. Ogłosiliśmy to na Facebooku i zaczęły spływać zamówienia na nasze produkty. Do tej pory nie możemy uwierzyć, ile ich było! Jesteśmy naszym gościom i sympatykom ogromnie wdzięczni, gdyż w ten sposób pomogli nam przetrwać najtrudniejszy czas. Kiedy wreszcie pozwolono przyjmować gości, byliśmy przeszczęśliwi, mimo że nie brakowało obostrzeń. Pamiętacie szybę z pleksi, zza której wydawaliśmy Wam jedzenie, jak w mlecznym barze w PRL-u? A ozonowanie pokoi?
Żeby było mało kłopotów z pandemią, wiosną 2020 roku na Biebrzy wybuchł gigantyczny pożar torfowisk. Z okien z niepokojem obserwowaliśmy coraz większą łunę nad bagnami. Koło naszego domu bezustannie jeździły wozy strażackie na sygnale, część tankowała wodę z naszego hydrantu, a my nosiliśmy im kawę i jedzenie. Obawy przed coronawirusem zbladły w obliczu dużo realniejszego zagrożenia. Gdyby pożar objął pobliski las, drewniana Zagroda spłonęłaby jak zapałka. Ja już miałam znalezione miejsce u znajomych, dokąd miały być ewakuowane konie, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Na szczęście uniknęliśmy tego, a przyroda Biebrzy po pożarze poradziła sobie.
Zwierzęta i przyroda
Zagroda nie istnieje bez zwierząt. Przez nasz dom przez 20 lat przewinęły się ich dziesiątki: koni, kóz, kotów i psów. Dążymy do tego jednak, by ich już nie przybywało u nas. Jesteśmy coraz starsi i gdyby się nam coś stało, nie chcemy aby nasze zwierzęta stały się czyimś kłopotem. Obecnie mamy 2 konie (oba na zasłużonej końskiej emeryturze), trzy kozy, psa Kleksa i kilka kotów. Goście zapewne pamiętają, że jeszcze kilka lat temu koni było dużo więcej. Na lato zjeżdżały do nas konie z klubu Kuclandia spod Warszawy i prowadzone były jazdy konne dla dzieci i dorosłych. Teraz rolę koni spełniają rowery, mamy ich kilkanaście i goście mogą z nich korzystać do woli w ramach pobytu.
Amatorów jazy konnej oddajemy za to w dobre ręce Agnieszki, która kiedyś u nas pracowała, a teraz prowadzi stajnię rekreacyjną w Szymanach koło Grajewa.
Sporo się zmieniło w przyrodzie przez te 20 lat. Wprawdzie już nie zobaczycie toków cietrzewi przy pobliskiej grobli, ale nasza najbliższa okolica nadal jest interesującym celem wypraw przyrodniczych. Jesienią po sąsiedzku żurawie gromadzą się na zlotowiskach, na przedwiośniu stada dzikich gęsi okupują rozlewisko przy drodze do Dreństwa, wiosną na naszych łąkach słychać bekasy i bąki. Im bardziej mokry rok, tym dla przyrody lepiej, więc – w przeciwieństwie do turystów – cieszymy się kiedy pada deszcz…
Moje podejście do przyrody ostatnio wyewoluowało jeszcze w jednym kierunku: lasoterapii. Naszym wspaniałym sąsiadem jest stuletni rezerwat Czerwone Bagno, do którego zabieram gości na tzw. kąpiele leśne, czyli medytacyjne spacery, podczas których aktywizowane są wszystkie nasze zmysły, a kontakt z lasem, z drzewami, jest głębszy i pełniejszy.
Remont – nigdy się nie kończy!
Kto ma dom, ten wie. U nas w Kuwasach wiemy to doskonale! Budowa pensjonatu przebiegła szybko, jednak kosztem wielu usterek, które zaczęły wyłazić jedna po drugiej. Już jesienią 2004 roku z chwilą uruchomienia ogrzewania, nasza przepiękna dębowa podłoga w jadalni zaczęła się wybrzuszać niczym ciastko karpatka. Okazało się, że rury CO pod podłogą z pośpiechu nie zostały zaizolowane, co przyniosło taki efekt.
Achillesową piętą Zagrody do niedawna była akustyka. Goście skarżyli się, że słyszą osoby z pokoju obok, że nie mogą z tego powodu się wyspać, bo ktoś chrapie albo że trzeszczy podłoga. Mogliśmy im opowiadać bajki o uroku mieszkania w drewnianym domu, itd. Niestety, mieliśmy pełną świadomość, że to bardzo poważny mankament. Dziś możemy powiedzieć, że wszystkie pokoje mają wygłuszone ściany. Nie jest to pełne wygłuszenie, ale jest dużo, dużo lepiej niż było.
A teraz… trwa wymiana poszycia dachu. Z żalem żegnamy urokliwy jodłowy gont, w którym jednak przez 20 lat zrobiły się dziury, grożące zaciekami. Nowe poszycie z szarobrązowej blachy „na wrąbek” mieści się w stylu, gdyż taką właśnie blachą kryto podlaskie chaty. Wygląda, jakby zawsze tu była. A co najważniejsze, wystarczy na następne 40 lat.
Czy nie żałujemy?
Goście często pytają nas, czy nie brak nam Warszawy. Czy gdybyśmy mieli jeszcze raz podjąć decyzję o budowie pensjonatu w tym miejscu, to czy byłaby ona taka sama. Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Mieszkanie w tym samym miejscu, gdzie się pracuje, ma wady i zalety. Oczywiście, jesteśmy tu niestety trochę uwiązani i trudno nam wyjechać razem na jakiś dłuższy urlop.
Jeździmy często do Warszawy, nadal wiele nas z nią łączy, biznesowo i rodzinnie. Zawsze jednak z ulgą wyjeżdżamy z zatłoczonego, zakorkowanego miasta. To u nas oddychamy pełną piersią, słuchamy śpiewu ptaków i oglądamy wygwieżdżone niebo. Chłoniemy przestrzeń, którą mamy na wyciągnięcie ręki, a której tak brakuje ludziom w mieście.
Podziękowania
Kończąc ten przydługi wpis, z okazji 20-lecia chcę podziękować tym, którzy nas wspierali i pozwolili nam doczekać tego jubileuszu.
Po pierwsze naszym Gościom – gdyż to oni nadają sens temu, co robimy.
Pracownikom i współpracownikom – aktualnym oraz byłym – za włożony wkład w to, czym Zagroda jest obecnie, w szczególności panu Piotrowi, któremu też stuknęło 20 lat pracy w Kuwasach!
Naszej rodzinie, a zwłaszcza dzieciom, za pomoc i wsparcie, jakie nam dawaliście, z życzeniami by spośród Was wyłonił się wreszcie jakiś sukcesor lub sukcesorka…
Nasza łódź płynie dalej. Niech dobre wiatry dmuchają w nasze żagle!
Agnieszka Piotrowska